był, aby u nas kogo nająć[1], bo nasza okolica sławna z tego. Musiałeś pan słyszeć o Joasi, że jest dobrą dziewczyną, silną, i skorą do każdéj roboty, i chcesz ją zapewnie wziąść z sobą.
— Czy sądzisz moja kochana, żeby to dla niéj było korzystnie, żeby mogła znaléźć gdziekolwiek za domem służbę?
— O zapewne; dopokąd matka żyła, to by jéj nigdy nie była opuściła; ale odkąd matka zachorowała, wielu już ludzi z miasta przychodziło, i radziło jej, aby w służbę poszła; stręczyli jej nawet miejsca u siebie. Ale ona nigdy niémiała ochoty opuszczenia swojéj wioski, bo to jak się człowiek do jakiego miejsca przyzwyczai, to nie tak łatwo go porzucić; ale teraz, kiedy przy ciotce tylko biéda i nieszczęście na nią czeka, lepiéj by zrobiła żeby z tąd poszła; a jeżeli jej pan dobrze życzy, to niech ją pan weźmie z sobą.
W twarzy téj młodéj dziewczyny przebijała się widocznie podczas téj mowy chęć i zamysł wmówienia tego zamiaru w Wilhelma, co nie uszło jego baczności, czego sobie jednak niebył w stanie wytłómaczyć. Starał się wyłudzić z niéj myśl jéj skrytą zarzucając, że biédna Tula może jeszcze nie umarła, i że niéma takiéj choroby, z któréj by niémożna było wyzdrowieć.
— O dla niéj niéma ratunku! odpowiedziała Klaudyja; ot, popatrz pan, tam na dół, ksiądz proboszcz wraca już bitą drogą do Toull. Już się skończyło! biédna matka Tula niczego nie potrzebuje.
- ↑ Chłopcy i dziéwczęta wiejskie z téj okolicy, wynajmują się rocznie na służbę w okoliczne miasta lub dwory.