widziałam ja dobrze pańskie zwroty! o tak! widziałam ja pana z góry; ale pan toś mnie nie widział! za nadtoś bardzo był zajęty oczekiwaniem, czy Joasia przez furtkę z chaty nie wyjdzie; ale psik! troszkęś się pan wybrał za późno ze swojemi zalotami! najprzód, że Joasia pana cierpiéć nié może; powiedziała mi mało sto razy, a ja téż tyleż razy panu powtórzę: żeby wolała się w studnię wrzucić, jak tylko raz dać uściskać takiemu rozpustnikowi jak pan. A potém, przybył tu jakiś młody panicz, sto razy ładniejszy od pana, który ją chce zabrać ze sobą do Paryża.
— Cóż to za bajeczki mi prawisz Klaudyjo? i cóż to wszystko mnię obchodzi? nie myślałem nigdy o Joasi, i nie kocham tylko ciebie, nie udawajże więcéj że mi nie wierzysz. Ot, pogódźmy się! odjeżdżam natychmiast.
— O nie, nic z tego nie będzie! Niechcę żebyś mnie pan ściskał. Nie trudź się pan daremnie. A potém, nie daleko pan odjedziesz.
— Daję ci moję słowo, że wracam do Boussac.
— O wiém, jeżeli się panu uda pomówić z Joasią, i powiedziéć do niéj: „Chodź do nas moja Joasiu, będziesz miała u mojéj siostry bardzo przyjemną służbę, a ja ci każę dać, co zechcesz.“ Już więcéj jak miesiąc jak jej pan śpiéwasz tę piosneczkę, ale ona nie taka głupia usłuchać pana.
— Gdybym chciał, to by mnię tak dobrze usłuchała jak i każdego innego; ale ja jej nigdy to nie mówiłem, tylko dla śmiéchu. Nie jest ona jeszcze dla mnię dość ładna, ta twoja Joasia.
— Dobrze! powiém jej to wszystko, i to nie późniéj jak jutro.
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.
54