cią jéj siostry, wypił bez wszelkich korowodów koziego mléka, którego Wilhelm pić nie chciał, chociaż nie tyle dla tego aby się ochłodzić, jak raczéj aby na czasie zyskać, i znaléźć dogodną chwilę, w którejby kilka słów do Joanny mógł przemówić.
Wielka-Gotha tę sposobność mu nastręczyła, niewiedzieć czy to z umysłu, czy tylko w skutek swojego ducha czynnego i swarliwego.
— A nuże, Joasiu! wołała głosem swoim cierpkim i przeraźliwym, chodźże i podziękuj tym panom łaskawym, że cię przyszli odwiedzić, i dobrze ci życzą w twojém nieszczęściu. No jakże, czy nie wstaniesz raz? Niémaż czego szlochać tak długo. Umarli nas więcéj niesłyszą, moja kochana: a przeszkodzić im téż nie możemy aby nas nie opuścili. Już to pan bóg na ludzi zsyła, a kiedy się nieszczęście na człowieka zaweźmie, to żadna prośba nie pomoże. Ani téż płacz się na nic nie zda; jeszczem niewidziała, aby kiedy płaczem kogo z tamtego świata odwołano. I cóż, czy ty chcesz do jutra rana tak klęczeć? Niebądźże głupia: mogłabyś z tego zachorować, a któżby koło ciebie wtedy chodził? Ja ci naprzód powiadam, że już dłużéj niemogę, jużem wyczerpnęła wszystkie moje siły. Dość by już tego było! Trzeba raz nabrać rozumu i odwagi! Trzeba pamiętać że nie mało nas zatrudnienia i pracy oczekuje, z tym jej pogrzebem. Niemałoć téż to u licha kosztuje, nim się człowiek z tém wszystkiém upora! A wy téż, moje sąsiadki kochane, musicie mi dopomódz trochę, bo już sama nie wiém, gdzie jestem, i niéma nic w domu, nawet grosza piéniędzy na tę dobę opłakaną. Johaś! Johaś! wstańże raz i pomów z tym młodym paniczem, co
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.
57