I wprost wpoprzek góry zwróciła swe kroki Joasia ku kupie skał, w których jaskinia wykuta była.
— Ostrożnie! chrzestny panie! rzekła Joasia, biorąc go za ramię z poufałością najniewinniejszą i troskliwością z największym uszanowaniem połączoną; jest tu studnia, którąbyście niezobaczyli.
I zaprowadziła go w głąb jaskini, bo dészcz wiatrem pędzony dość daleko na wchodzie tego ustronia zawiewał. Wilhelm znużony i wysilony, jeszcze od rana był bowiem na czczo, usiadł na ławeczce wykutéj w skale, a Joanna, za nadto dobrze wyuczona, aby wobec niego usiąść miała, oparła się o wielki kamień bliżéj trochę wchodu, to jest światła, które z zewnątrz w głąb jaskini wpadało, i odbijało jéj zarys poważny i łagodny jakby Madonny, podczas gdy Wilhelm w ciemnościach ukryty, z podziwieniem jej się przyglądał.
W piérwszéj chwili ciemność ta jaskini, ta gorliwość którą mu Joasia okazywała, to zupełne odosobnienie z tak ładną dziewczyną, daleko od wszelkich oczów ciekawych, a może i to wzburzenie gorączkowe, które sprowadza zawsze widok wzniosły i wspaniałe hałasy burzy; nakoniec trochę próżności zadowolonéj na myśl, że przebiegły Marsillat drogo by był przepłacił to sam-na-sam; a że on człowiek bez wszelkiéj przebiegłości nad nim zwycięztwo odniósł w zaufaniu Joanny; wszystkie te uczucia razem wzięte, rodzajem gorączki głowę młodego barona zapaliły. Za nadto bardzo szanował położenie swojéj chrzestnicy i swoje własne, aby wszelką myśl nadużycia go, jako nie godną od siebię oddalić. Ale tajemnie jakaś roskosz w sercu go przejmowała na myśl, że na jego miejscu wielu nie byłoby tyle uczucia
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.
78