stanie wam przyniosę. Dyć przecie nie odjeżdżacie zaraz?
— Zostanę tu jeszcze, i będę bardzo rad jeżeli cię jeszcze raz zobaczę; ale co piéniędzy to ani grosza nieodbiorę z tego, com ci już raz dał. Do widzenia tedy Joasiu!
— Do widzenia łaskawy paniczu chrzestny. I oddaliła się biédna płacząc ciągle.
— Dziwna istota! pomyślał Wilhelm, widząc ją wchodzącą do jednéj z chat ubogich w Toull; wszelką ma przytomność umysłu, zdaje się że z uległością losowi się poddaje, a jednak zarazem jest niepocieszona.
Wilhelm niewiedział, że każda wieśniaczka, jeżeli jest czułością obdarzona, co nie tak rzadkiém jest w nich jak by się zdawało, podobnéj jest przyrody. Wzwyczajenie do pracy, i niepodobieństwo opuszczenia się na drugich z tém co jej samej czynić wypada, niedozwala jej nigdy oddać się zbytecznym wybuchom boleści; ale ta boleść cierpliwa i prosta głębiéj może w sercu się zakorzenia, jak każda inna.
Wilhelm chciał się udać do lepianki matki Gity, ale spostrzegł plebana parafii który wyszedł naprzeciw niego, tłómacząc się grzecznie że go nie mógł zaraz przyjąć skoro tylko przybył w te miejsca, i zaprosił go do siebie na plebanią, dokąd także Sporta już dawno przyprowadzić i w swojéj stajni postawić kazał, chociaż nie znał wcale nazwiska tego podróżnego, do którego ten piękny koń należał. Wilhelm jednak niezwłocznie się pośpieszył z uwiadomieniem go o nim, i o zamiarze, który go zaprowadził do Epinell, sądząc, żeby to nie grzecznie było przedłużeniem swojego incognito nadużywać uprzejmości szczéréj swego gospodarza.
Strona:PL Sand - Joanna.djvu/97
Ta strona została uwierzytelniona.
91