Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/140

Ta strona została skorygowana.

— I ja tak mniemam — odparłem; — lecz powiedz panna signorze, iż składam jej głęboki ukłon i proszę, aby mi nie przypisywała takiego zuchwalstwa, abym się za nią oglądał. Nie myślałem o tem bynajmniej; lecz, jeśli mam powiedzieć prawdę tobie, miła panienko, ciebie to ja uglądałem na trawniku, i tak mnie zajęłaś, że i o robocie mojej zapomniałem.
— Ja, panu! — zawołała subretka, rumieniąc się jeszcze bardziej i kłopotliwie głowę przechylając na łono. — Jakim sposobem ja mogłam w panu wzbudzić zajęcie?
— Takim sposobem, że jesteś stokroć ładniejszą od swej pani — odparłem, obejmując ją w pasie i całując ją wprzód jeszcze, nim mogła dostrzedz ruch mojej ręki.
Była to piękna wieśniaczka, mleczna siostra signory. Także brunetka, smagła, wysokiego wzrostu, tylko nieśmiała w ruchach, a o tyle naiwna i łagodna w obejściu, o ile młoda jej pani była rezolutną i chytrą.
Tak ją zmieszał ten napastniczy pocałunek w przytomności signory, która pod ten czas podstąpiła pod próg salonu, wiodąc za sobą głupiego kuzyna, że uciekła, chowając twarz w niebieski fartuch, wyszywany srebrem.
Signora, nie przypuszczając, że ja tak filozoficznie wezmę jej impertynencyę, cofnęła się krokiem,