Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/151

Ta strona została skorygowana.



Po oddaleniu się signory z kuzynem, pokój, w którym pozostałem, zaległa cisza, ja zaś popadłem w zadumę.
Jak długo stałem oparty o fortepian, nie wiem, gdy ujrzałem wchodzącą signorę. Powróciła sama. Miała wyraz twarzy, który chciał być surowym, a był właściwie pomieszanym i wzruszonym.
— Szczęście to dla pana i dla mnie — rzekła głosem nieco zmienionym — że kuzyn mój jest prostodusznym i łatwowiernym; bo trzeba panu wiedzieć, że jest on przytem zazdrosny i gorący.
— Doprawdy? — rzekłem poważnie.
— Nie szydź pan — odrzekła z urazą. — Ktoś może dać się podejść, gdy kocha; ale odważnym jest, kto nosi nazwisko Grimani.
— Nie wątpię — rzekłem tym samym tonem.
— Bardzo więc pana proszę — mówiła dalej z mimowolną gwałtownością — abyś się odtąd już tu nie pokazywał, gdyż wszystkie te żarciki mogłyby się źle skończyć.