— Czy to groźba, panie Lelio? — rzekła, ukrywając strach pod płaszczykiem dumy.
— Nie, pani. Człowiek, który nie chce się cofać przed innym, nie jest człowiekiem rzucającym groźby.
— Ależ kuzyn mój nic panu nie powiedział, ja wbrew jego woli urządziłam te żarty.
— Ale on jest zazdrosny i gorący... co większa, odważny. Ja nie jestem zazdrosny; nie mam do tego ani tytułu, ani chęci. Ale jestem również gorący, i również, lubo się nie nazywam Grimani — odważny. Nie zdaje się pani?
— Oh! nie wątpię, Lelio! — zawołała akcentem, który mnie dreszczem przejął od stóp do głowy, tak różnym był od tego, co słyszałem w ciągu trzech dni.
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem; ona spuściła oczy skromnie, ale i dumnie. Rozbroiła mnie raz jeszcze.
— Signoro — powiedziałem — zrobię, co pani zechcesz, to tylko, co zechcesz i jak zechcesz.
Namyślała się chwilę.
— Pan nie możesz tu powrócić jako nastrajacz fortepianów — rzekła — skompromitowałbyś mnie, gdyż kuzyn mój niezawodnie powie ciotce, iż ma pana za awanturnika, szukającego przygód miłosnych, a ciotka, dowiedziawszy się, zaraz powie mojej matce. Owóź, wiedz o tem, panie Lelio, że ja
Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/153
Ta strona została skorygowana.