mitną suknię signory, ale ona już zniknęła. W chwili, gdy przechodziłem pod kratą parkową, spostrzegłem ją w alei, ciągnącej się wzdłuż muru wewnętrznego. Biegła, aby się zrównać ze mną, a usiłowała przybierać krok powolny i zamyślony, aby udać przedemną, że spotkanie to nastąpiło przypadkiem. Ale była zadyszana, a piękne zwoje czarnych włosów poczochrały się wzdłuż gałęzi, które ona szybko odrzucała, aby przebiedz przez szpaler.
Chciałem się do niej zbliżyć, ale dała mi znak wskazujący, jakoby ktoś szedł za nią. Chciałem przeleźć przez kratę, lecz nie mogłem się zdecydować. Wtedy uczyniła mi znak pożegnania, ze spojrzeniem i uśmiechem nieopisanym. W tej chwili była tak piękną, jak nie widziałem jej nigdy. Położyłem rękę na sercu, drugą na czole, i uciekłem, szczęśliwy, a zakochany szalenie. Zaszeleściły gałęzie o kilka kroków za signorą, ale tam, jak i gdzieindziej, kuzyn nie pokwapił się w porę: ja zniknąłem.
Zastałem w domu list od Checchiny.
— Wyjechałam, ażeby zobaczyć się z tobą — pisała do mnie — i wypocząć pod miłym cieniem Cafaggiolo po trudach teatralnych. Wywróciliśmy się w San-Giovani, oberwałam kilka sińców, ale powóz na nic. Niezgrabni rzemieślnicy tego miasteczka każą mi czekać trzy dni na naprawę. Każ założyć do swego powozu i przyjedź po mnie, jeżeli nie chcesz, żebym zginęła z nudów w tej oberży mulników i t. d.
Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/155
Ta strona została skorygowana.