Wyjechałem w godzinę potem i nad rankiem stanąłem w San-Giovani.
— Dlaczegoż jesteś sama? — zapytałem, usiłując wycofać się z jej wielkich ramion i siostrzanych uścisków, nieznośnych mi od czasu choroby, a to z powodu perfum, których używała nadmiernie, czy to chcąc w tem naśladować wielkie panie, czy, że namiętnie lubiła Wszystko, co drażni zmysły.
— Poróżniłam się z Nasim — odparła — porzuciłam go i nie chcę więcej o nim słyszeć.
— Ej! to nie na seryo — zauważyłem — skoro, ażeby uciec od niego, właśnie do niego przybywasz?
— Owszem, bardzo seryo; ponieważ zabroniłam mu jechać za sobą!
— I zapewne, ażeby tego nie dopuścić, zabrałaś mu powóz i zgruchotałaś go na drodze.
— To z jego winy: musiałam przynaglać pocztylionów. Pocóź on ma ten głupi zwyczaj, żeby mnie gonić? Chciałabym była zabić się, wypadając z powozu, tak, aby za przybyciem widział mnie umierającą i dowiedział się, co to znaczy sprzeciwiać się takiej kobiecie, jak ja.
— To jest, kobiecie niespełna rozumu. Ale nie będziesz miała przyjemności umrzeć dla pomszczenia się, skoro z jednej strony nic sobie złego nie wyrządziłaś, z drugiej, że on za tobą nie pędził.
Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/156
Ta strona została skorygowana.