Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/181

Ta strona została skorygowana.

glądać się okazałościom, wciskał się pod koła i końskie kopyta.
Wreszcie zaprząg starej Grimani w szczególności zawsze ściągał huk żebraków, gdyż pobożna pani zwykle rozdawała jałmużny po drodze. Wysoki lokaj musiał ich rozpychać, aby otworzyć drzwiczki, a ja szedłem ciągle naprzód, prowadząc signorę i wciąż pod badawczym wzrokiem pana Cignoli.
— Siadaj pan ze mną — rzekła do mnie signora tonem stanowczym i z silnym uściskiem ręki, wstępując na stopień.
Zawahałem się; pewny byłem, że ten ostatni wybryk zuchwalstwa zgubi ją ostatecznie.
— Ależ siadaj pan! — powtórzyła gniewnie.
A gdym usiadł przy niej, sama podniosła szybę, zaledwie czas dając Lili, aby usiadła naprzeciw nas, a lokajowi, aby zamknął drzwiczki.
I lotem błyskawicy popędziliśmy przez ulice Florencyi.
— Nie lękaj się, moja dobra Lilo — rzekła signora, obejmując ręką szyję swej mlecznej siostry i całując ją w policzek, dodała: — Wszystko to się ułoży. Pan Cignolo nie widział jeszcze mojego kuzyna, a niepodobna, iżby się dobrze dziś przyjrzał panu Lelio, więc i później nie dowie się o podstępie.
— Och signora, pan Cignolo nie jest człowiekiem, któregoby podejść można.