— O, Lelio, Lelio! kocham cię od pierwszej chwili, gdym cię widziała grającego rolę Romea w Neapolu, gdym na ciebie patrzyła z tym wyrazem zimnym i lekceważącym, który tak cię przygnębiał. Ach, byłeś ty owego wieczoru bardzo wymowny i bardzo namiętny w swym śpiewie, choć przecież nie do mnie mówiłeś.
Dziwna ta dziewczyna wywierała na mnie ciągły wpływ magnetyczny, który wiódł mnie wszędzie za jej ruchliwą fantazyą. Dopóki była zdala odemnie, myśl moja wymykała się z pod jej władzy, a ja swobodnie rozbierałem jej myśli i czynności; lecz blizko niej, mimo wiedzy, jej tylko poddawałem się woli. To wyjawienie uczuć zbudziło mój stłumiony zapał. Wszystkie stateczne moje przedsięwzięcia rozwiały się, jak dym, a na usta cisnęły mi się same tylko słowa miłości. Co chwila wprawdzie uczuwałem wyrzut; ale daremna sprawa, wszystkie moje rady ojcowskie kończyły się zwrotem miłosnym. Szczególna fatalność, a raczej ta słabość serca ludzkiego pociągająca sprawiała, że mówiłem wciąż rzeczy przeciwne tym, jakie dyktowało mi sumienie.
Jedna okoliczność, pozornie zmniejszająca niebezpieczeństwo, przyczyniała się jeszcze do powiększenia go: to obecność Lili. Gdyby nie ona, moja wrodzona uczciwość nakazywałaby mi czuwać nad sobą, tembardziej, że w chwili uniesienia wszystko dla mnie byłoby możliwem; więc prawdopodnie
Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/193
Ta strona została skorygowana.