Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/227

Ta strona została skorygowana.

Wstrętem mi było wypytywać go, lub przekupniów.
Postanowiłem więc udać się do Checchiny. Wiedziałem, ile potrzebuje czasu na najprostszy strój; nie musiała jeszcze wyjść do przybyłej, a ja mogłem wejść do jej pokoju, nie przechodząc przez poczekalnię. Znałem tajemnicze przejścia willi Cafaggiolo.
Zastałem Checchinę napół ubraną, przecierającą sobie oczy i gotującą się z pańską beztroskliwością do tych rannych odwiedzin.
— Co tam takiego? — zawołała, widząc mnie przechodzącego przez jej alkowę.
— Słówko, Checchino! — szepnąłem jej do ucha. Wypraw ztąd pokojówkę...
— Spiesz się — rzekła do mnie, gdyśmy zostali sami — bo ktoś na mnie czeka.
— Wiem i o tem właśnie chcę z tobą pomówić. Czy znasz tę kobietę, która żąda twego widzenia.
— Albo ja wiem? Nie chciała powiedzieć nazwiska mojej pokojówce, na co ja kazałam jej oznajmić, że nie przyjmuję, zwłaszcza o godzinie siódmej zrana, osób, których nie znam. Ale ona nie ustąpiła i tak błagała Teresę (musiała jej zapewne wsunąć coś w rękę), że ta przyszła mnie znowu nękać. Musiałam ustąpić i to z wielką nieprzyje-