Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/244

Ta strona została skorygowana.

dzi, którzy sprowadzą go z tropu i odwrócą od Cafaggiolo.
Wszystko napróżno: Alezya pozostała niewzruszoną.
— Niech przyjdzie — mówiła. — Dopuśćcie go do domu, a jeżeli odważy się wkroczyć aż tu, wyrzucimy go oknem.
Checchina, jak szalona, śmiała się z tej myśli, oraz z szyderczego opisu, w jakim Alezya przedstawiała swego kuzyna i przyrzekała, że sama jedna uwolni od niego całe towarzystwo.
Wszystkie te brawury i ta bezmyślna wesołość w chwili tak ważnej sprawiały mi niesłychaną przykrość.
Aż tu nagle, w końcu wielkiej alei figowej, prowadzącej od gościńca głównego do willi Nasia, ukazał się powóz pocztowy.
— To Nasi! — krzyknęła Checchina.
— To Blanka! — pomyślałem.
— Oh! — zawołała Sila. — To sama ciotka przyjeżdża po panienkę.
— Oprę się zarówno mej ciotce, jak i Hektorowi — odparła Alezya; — gdyż oni ze mną postępują niegodnie. Chcą rozgłosić mój wstyd, nakarmić mnie zgryzotą i upokorzeniami, ażeby ujarzmić.
— Nie obawiaj się niczego, signoro — zapewniałem — jeżeli tak chcą względem ciebie postąpić,