ma zamiar wziąć mnie do swej służby. Był to człowiek nieokrzesany, ale dumny i niepodległy. Podług niego, dosyć już było tego, że dla słabej budowy skazany zostałem na życie miejskie. Pochodziłem ze zbyt dobrej rodziny, ażeby być lokajem, a lubo gondolierzy mają wielkie zachowanie w domach prywatnych, znaczna zachodzi różnica między gondolierem publicznym a domowym. Ci ostatni lepiej są ubrani, to prawda, i uczestniczą w życiu patrycyuszowskiem; ale uważani są za lokajów, a takiego poniżenia w rodzinie mojej nie było.
Jednakże pani Aldini sprawiała się tak wdzięcznie i życzliwie, iż mój poczciwy ojciec, kłopotliwie gniotąc w rękach swą czerwoną czapkę, i co chwila, ze zwyczaju, wydobywając z kieszeni zagasłą fajkę, nie wiedział, co odpowiedzieć na jej słodkie słowa i szlachetne obietnice. Postanowił zdać to na mnie samego, licząc, że odmówię.
Ale ja, lubo zrażony do arfy, myślałem tylko o muzyce. Jakąś szczególną moc miała nademną pani Aldini; była to istna namiętność, ale namiętność artystyczna, zgoła platoniczna i filharmonijna. Z pokoiku na dole, gdzie mnie umieszczono — gdyż skutkiem głodu miałem kilkodniową gorączkę — słyszałem ją śpiewającą, a na ten raz przygrywała sobie na klawikordzie, gdyż zarówno biegle grała na kilku instrumentach. Upojony jej akcentami, nie zrozumiałem nawet skrupułów ojca, i bez namysłu przyjąłem miejsce drugiego gondoliera w pałacu Aldinich.
Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/38
Ta strona została uwierzytelniona.