Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

Spostrzegłem wkrótce, że skutkiem ciągłego śpiewania na otwartem powietrzu głos mój zaczyna niedomagać. Poradziłem się nauczyciela muzyki, który przychodził do małej Alezyi Aldini, wówczas sześcioletniej. Odpowiedział mi, że jak będę ciągle śpiewał na otwartem powietrzu, to stracę głos w niespełna rok. Zagrożenie to tak mnie przestraszyło, że postanowiłem zaprzestać.
Ale nazajutrz signora prosiła mnie o ludową „Barkarolę” Biondina, tak smutno, z oczyma tak słodkiemi i twarzą tak bladą, że nie miałem odwagi jej odmówić jedynej przyjemności, jakiej, zdawało się, zdolną była używać od niejakiego czasu.
Widocznem było, że szczuplała i traciła świeżość: księcia oddalała coraz bardziej. Życie przepędzała w gondoli, nieco nawet zaniedbywała ubogich. Zdawała się upadać pod jakiemś zgnębieniem, którego my wszyscy daremnie wyszukiwaliśmy przyczyny.
Przez jaki tydzień zdawała się poszukiwać rozrywki. Otoczyła się towarzystwem, a wieczorami zabierała po kilka gondol, w której siadywali jej przyjaciele z muzykami i dawali serenady.
Raz prosiła mnie o śpiew. Wymówiłem się niekompetencyą wobec muzyków zawodowych i licznych lubowników. Nalegała zrazu łagodnie, a potem z lekką urazą; ja wciąż broniłem się, aż rozkazała mi tonem stanowczym, ażebym był posłusznym. Pierwszy to raz w życiu uniosła się.