Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

wydała mi się mniej lekką, a schody cięższemi do przebycia. Nie jej to przybyło objętości i wagi, ale ja traciłem siły w chwili, gdym ją brał w objęcia. Zrazu nic tego nie rozumiałem, ale potem czyniłem sobie wyrzuty; wzruszenie wszakże było nie do pokonania. Ta kibić giętka i rozkoszna, oddająca się mnie, ta głowa przechylająca się ku mej twarzy, to ramię alabastrowe, chwytające mnie za szyję gołą i płonącą, te pachnące włosy, mieszające się z mojemi, było to za wiele na siedemnastoletniego chłopca. Nie mogła ona nie odczuwać przyspieszonych uderzeń mego serca, nie dostrzedz w oczach zamieszki, jaką sprawiała w mych zmysłach.
— Ja ciebie męczę — mówiła czasami głosem obumierającym.
Nie mogłem odpowiadać na tę ironię; głowa mi się zawracała i musiałem uciekać zaraz po złożeniu jej na fotelu.
Pewnego dnia Salla nie stawiła się, jak zwykle, w gabinecie na jej przyjęcie. Mnie z trudnością nieco przychodziło urządzić poduszki tak, aby jej było wygodnie. Ramiona moje ją oplątywały; znalazłem się u jej nóg, a omdlewająca moja głowa opuściła się na jej kolana. Palce jej wplotły się w moje włosy.
Nagłe drżenie tej ręki objawiło mi to, czego dotąd nie wiedziałem. Nietylko ja wzruszony byłem, nie ja tylko sam blizkim byłem upadku. Nie było już między nami sługi ani pani, gon-