kompromitować, ani też siebie, w danym razie, na śmieszność wobec innych sług narażać.
Szczęściem stateczny i uczciwy Mandolo, niepozbawiony pewnej przenikliwości, był mi przyjacielem w znaczeniu niewątpliwem.
Nie dziwiłbym się, chociaż niczem nie dał mi prawa tak mniemać, gdyby go czasem miłosny zapał ogarnął, czuła bicie jego serca, gdy przenosił na rękach signorę.
Było to wreszcie ze strony młodej kobiety wielce nieroztropnem, wydawać tajemnicę swych miłostek przed dwoma młodymi ludźmi, jak my, i niepodobna przecie było żądać, ażebyśmy, przez dwa lata świadkami będąc szczęścia kogoś innego, nie podlegli obaj jakiejś niewczesnej pokusie.
Cokolwiekbądź, wątpię, aby niewiniątko Mandolo mógł odgadnąć, co dzieje się we mnie, gdyby coś podobnego kiedyś nie działo się w nim.
Pewnego wieczora, widząc mnie siedzącego w zadumaniu na przodzie gondoli z głową zanurzoną w dłoniach i czekającego na zawołanie signory, powiedział do mnie tylko:
— Nello! Nello!...
Lecz tonem zawierającym tyle znaczeń, że ja, podniósłszy głowę, spojrzałem na niego z przestrachem, jak gdyby dola moja była w jego ręku. On stłumił westchnienie, dodając popularne wyrażenie:
— Sarà che sarà! (Co będzie, to będzie).
Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/61
Ta strona została skorygowana.