Strona:PL Sand - Ostatnia z Aldinich.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

zachwytu, tylko ta jedna kobieta, królowa tego wieczoru, zdawała się zimno mnie sądzić i dostrzegać we mnie usterki niewidzialne dla oka pospolitego. Była to Muza teatru, surowa Melpomena we własnej osobie, z tym regularnym owalem, brwią czarną, czołem szerokiem, włosami hebanowemi, wielkiem okiem, błyszczącem ponurym blaskiem w szerokiej oprawie, zimnemi usty, których nieugiętego łuku nigdy nie złagodził uśmiech; wszystko to jednak przy cudownym kwiecie młodości i kształtach bogatych zdrowiem, wdzięcznych giętkością, wytwornych.
— Kto to jest ta piękna brunetka z okiem tak zimnem? — zapytałem w międzyakcie hrabiego Nasi, który mnie wielce polubił i co wieczór przychodził do teatru, aby ze mną porozmawiać.
— Jest to córka albo siostrzenica księżnej Grimani — odparł. — Nie znam jej; albowiem podobno tylko co wyszła z jakiejś pensyi klasztornej, a jej matka, czy ciotka, jest także obcą tej części kraju. Tyle ci tylko mogę powiedzieć, że książę Grimani kocha ją, jak rodzoną córkę, że ją dobrze wyposaży i że to jest jedna z najlepszych partyj we Włoszech, za czem jednak nie idzie, abym ja zamyślał stanąć w szeregu współzawodników.
— Dlaczego? - zapytałem.
— Powiadają bowiem, że jest zuchwała i próżna, charakteru wyniosłego i pyszniąca się swem urodzeniem Taki mam wstęt do tego rodzaju ko-