ty człowieka, który jest dla mnie mężem, a dlań niczem, obcym zupełnie, teraz widzę to jasno!...
To moja, moja wina! moja bardzo wielka wina!... ależ ja jestem jego matką, ja mam prawo do jego życia.
(Hrabia zamyka na klucz i zbliża się do Marty, ciągle klęczącej przy kołysce. Staje za nią i kładzie jej rękę na ramieniu). Ojciec? (Marta porywa się z krzykiem strasznym i stara się usunąć na bok). Nazwisko tego człowieka?
MARTA (przerażona). Tak... tak... wiem... pytasz się o...
HRABIA (drżąc z gniewu, powstrzymując się) Nazwisko ojca tego dziecka!
MARTA (słabo). Nazwisko?... po co ci nazwisko?...
HRABIA. Muszę je wiedzieć!
MARTA (j. w.). Nie mogę... nie mogę powiedzieć!...
HRABIA (chwyta ją za rękę), O kobieto! kobieto! jakżeś ty odważna, gdy idzie o zbrodnię, bezczelna w kłamstwie, bezczelna w występku, a bojaźliwa, gdy występek ten wyznać potrzeba!... Jego imię?...
MARTA. Zabij mnie raczej, a nie pytaj więcej, bo tego nie powiem ci nigdy!
HRABIA. Nie marnuj słów! odpowiadaj na moje pytania. Nazwisko tego człowieka?
MARTA. Dwie ofiary winny zadowolnić twą zemstę.
HRABIA. Ach!... więc boisz się o... niego!...
MARTA (z boleścią). O! nie o niego! (pukanie do drzwi).