Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/204

Ta strona została przepisana.

rendą. Siadał obok niéj, brał ją za ręce i patrzył długo w twarz, w oczy...
— Jakeś ty do matki podobna! — szeptał. — Staraj się być dobrą i rozumną jak ona.
Całował ją przytém w czoło, koląc szorstkim zarostem — uchylała się nieznacznie.
— Odwykłaś ode mnie, Nineczko? Przykro ci może, że przyjeżdżam? Niedługo już będę jeździł, tymczasem potrzebuję widziéć ciebie, choć zrzadka.
Nie wiedziała, co odpowiedzieć; żal ją ogarniał; wolałaby jednak, żeby nie przyjeżdżał. Odjeżdżając, nie dawał służbie ani grosza i prawie zawsze zaciągnął dług u ciotki. Przez kilka dni wietrzono po nim pokój, palił bowiem szkaradny tytuń. Wszyscy mówili, że zmarniał, służba wzruszała ramionami na takiego pana. Ona zaś przez długi czas oczu podnieść nie mogła. Wzgarda, lekceważenie przygnębiały ją nieznośnie. Stawała się bardziéj sztywną, imponowała służbie i nauczycielom; ciotka nawet nazywała ją wówczas Princesse Nini. Przydomek ten robił jéj szczerą przyjemność.
Doktor musiał słyszéć o téj matce i o tym ojcu, i to go upoważniało do głupich uwag. Była przecież zadowoloną. Przez czujną baczność na wszelkie odcienie towarzyskie, na wszelkie wymagania wytwornego smaku, przyswoiła sobie niezrównany takt, wykwintny spokój, stała się wzorowo elegancką, widziała już nawet, że tym sposobem zdobyła uznanie najbardziej wymagających osób. Traktowano ją wprawdzie z góry... Ciotka zapominała przedstawiać nowoprzybyłym. Ten i ów spoglądał na nią jak na znak zapytania. Nieraz, po świetnéj recepcyi, po paradnym