Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/220

Ta strona została przepisana.

wać się nie było racyi: biżuterya przedstawiała pewną wartość, i tę spienięży częściowo. Żal, rozdrażnienie, marzycielstwo skupiły się w niéj naraz. Przez dni następne zaprzestała układać misternie włosy, przepinać złotą strzałą; w ciepłym szlafroczku, w pantoflach, z warkoczem splecionym niedbale, rozbierała rzeczy, gatunkowała droższe i tańsze stroje, oglądała kosztowności, pochylona nad kufrem, grzebiąc się przez parę godzin w różnych koronkach i jedwabiach; a jeśli podniosła głowę i spojrzała w lustro, odwracała się niechętnie.
— Jak ja postarzałam przez te dni kilka! strasznie postarzałam! — rozmyślała przerażona.
Ściągnięte brwi, ostry wyraz oczu, pasma włosów spadające niedbale, stary szlafroczek i przydeptane pantofle zmieniły ją do niepoznania. Chwilami rzucała zajęcie i, jakby chcąc się rehabilitować we własnych oczach, poprawiała włosy, przymierzała koronkowe zarzutki, grzebienie, misterne kokardy ze wstążek i aksamitu.
— Wszystko to głupstwo! Raz przecie trzeba z tém skończyć!...
Wytworne drobiazgi szły na dno kufra, robota zaczynała się na nowo.
W roku zeszłym w Montreux poznała i zbliżyła się z bardzo wykwintną przełożoną jakiegoś zakładu dobroczynnego w Paryżu. Była to stara panna, księżniczka, suchotnica, ze śladami wspaniałych wdzięków. „Beau-monde” otaczał ją szczególniejszemi względami, mężczyźni podnosili się z miejsca, damy milkły, albo uśmiechały się uprzejmie, kiedy się do nich zbliżyła; było w niej coś świętego i wielkopańskiego zarazem; miała lokaja w czarnéj liberyi ze srebrnemi guzikami,