Strona:PL Sawicka Nowelle.pdf/25

Ta strona została przepisana.

ciaż wygląda nieosobliwie, jednak jest człekiem bywałym, uczył się za granicą... nie ważna tam wprawdzie nauka, gdyż poszedł po nią pieszo, z tłómoczkiem na plecach, ale zawsze bywał między ludźmi; wyprawili go ztamtąd jakoby, bo się rozpił; inni mówią, że spiskował we Włoszech przeciw cesarzowi chińskiemu! Słowem, był trochę awanturnikiem, bywalcem, młodym i jakby smutnym; wszystko to, razem wzięte, wśród pińskich błot mogło zawrócić głowę... rezydentkom; ja miałam męża, który mię co wieczór całował w czoło na dobronoc, a w rękę, dziękując za obiad; wobec téj czułości niewdzięczną byłabym, poświęcając innemu chociaż odrobinę próżnych myśli. Jako gospodyni, musiałam jednak myśléć o gościu, a szatan obrał właśnie tę drogę, żeby trafić do mego serca.
Malowanie miało się odbywać w narożnym pokoju o czterech oknach, najjaśniejszym z całego mieszkania. Dnia tego słońce zajrzało do wszystkich okien naraz, na dworze wietrzyk wiosenny poruszał obnażonemi gałęziami; kazałam tedy rozwiesić wszystką wędlinę dla przewietrzenia, a sama poszłam do sali, gdzie na mnie czekał już malarz. Na moje uprzejme powitanie skłonił się w milczeniu i, nie patrząc na mnie wcale, kazał usiąść na przygotowaném krześle. W téjże chwili usłyszałam cichutkie stąpanie za drzwiami, klamka poruszyła się zlekka — obie rezydentki były tedy przy dziurce od klucza, biedaczki dusiły się zapewne, żeby nie sapnąć głośniéj. A malarz, obrócony do mnie plecami, wciąż ustawiał stalugi, maczał kredkę w ustach, próbował na płótnie i znowu do ust podnosił. Żeby na moje powitanie odpowiedział choć jedném słowem, choć wejrzeniem przynajmniéj, zaraz zaczęłabym roz-