Strona:PL Schulz - Sanatorium pod klepsydrą.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

powrócił także na kolację, ani na obiad dnia następnego. Ciotka Retycja była bliska rozpaczy. Ale tego dnia wieczorem przyszedł, trochę pomięty, w meloniku zgniecionym i krzywo siedzącym, ale zresztą zdrów i pełen spokoju ducha.
Trudno było zrekonstruować historię tej eskapady, co do której Dodo zachowywał zupełne milczenie. Prawdopodobnie zagapiwszy się na spacerze, zaszedł w nieznaną okolicę miasta, może dopomogli mu do tego młodociani perypatetycy, wstawiający chętnie Dodo w nowe i nieznane warunki życiowe.
Być może, że był to jeden z tych dni, w których Dodo posyłał na urlop swą biedną, przeciążoną pamięć — i zapominał swój adres, a nawet nazwisko, daty, które mu zresztą kiedyindziej były zawsze przytomne.
Nie dowiedzieliśmy się nigdy bliższych szczegółów tej przygody.
Gdy starszy brat Doda wyjechał zagranicę, rodzina zeszczuplała do trojga, czworga osób. Oprócz wuja Hieronima i ciotki Retycji była jeszcze Karola sprawująca rolę klucznicy w wielkim gospodarstwie wujostwa.
Wuj Hieronim nie wychodził już od wielu lat z pokoju. Od czasu gdy Opatrzność łagodnie wyjęła z jego ręki ster tej skołatanej i ugrzęzłej na mieliźnie nawy życiowej — prowadził żywot emeryta na wąskim skrawku, między sienią a ciemnym alkierzem, który mu został przydzielony.
W długim, do ziemi sięgającym szlafroku siedział w głębi alkierza i porastał z dnia na dzień coraz bardziej fantastycznym zarostem. Długa broda barwy pieprzu (ku końcom długich kosmyków prawie że biała) opływała mu twarz dookoła, sięgała do połowy policz-

213