prawidłowo. Kręcił się, tarzał w pościeli, przewracał się z boku na bok.
Materac skrzypiał. Dodo wzdychał ciężko, sapał, powstawał bezradny w poduszkach.
Nieżyte życie męczyło się, dręczyło w rozpaczy, kręciło się jak kot w klatce. W ciele Doda, w tym ciele półgłówka ktoś starzał się bez przeżyć, ktoś dojrzewał do śmierci bez okruszyny treści.
Nagle zaszlochał w ciemności przerażająco.
Ciotka Retycja zbiegła do niego z łóżka: „Co ci jest, Dodo, czy cię coś boli?“
Dodo odwrócił głowę ze zdumieniem. „Kto“ — zapytał.
— Czego jęczysz — pyta ciotka.
— To nie ja, to on...
— Jaki on?
— Zamurowany...
— Kto taki?
Ale Dodo z rezygancją machnął ręką: „Eh...“ i obrócił się na drugą stronę.
Ciotka Retycja wróciła na palcach do łóżka. Wuj Hieronim pogroził jej w przejściu palcem: Mówią już powszechnie: Di-da...
Strona:PL Schulz - Sanatorium pod klepsydrą.djvu/220
Ta strona została uwierzytelniona.