zbierali po kawałku to, co jest jedno i niepodzielne, naszą wielką epokę, genialną epokę naszego życia.
Możeśmy ją w diminucyjnym zapędzie, steroryzowani nieobjętością transcedentu, — zbyt ograniczyli, zakwestionowali i zachwiali. Gdyż mimo wszystkich zastrzeżeń: ona była.
Ona była i nic nam nie zabierze tej pewności, tego świetlanego smaku, który mamy jeszcze na języku, tego zimnego ognia na podniebieniu, tego westchnienia, szerokiego jak niebo i świeżego, jak haust czystej ultramaryny.
Czy przygotowaliśmy w pewnej mierze czytelnika do rzeczy, które nastąpią, czy możemy zaryzykować podróż w epokę genialną?
Nasza trema udzieliła się czytelnikowi. Czujemy jego zdenerwowanie. Mimo pozorów ożywienia i nam jest ciężko na sercu i pełni jesteśmy trwogi.
Wimię Boże tedy — wsiadamy i odjazd!
Strona:PL Schulz - Sanatorium pod klepsydrą.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/4/4f/PL_Schulz_-_Sanatorium_pod_klepsydr%C4%85.djvu/page24-1024px-PL_Schulz_-_Sanatorium_pod_klepsydr%C4%85.djvu.jpg)