Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.

kolorowych lotów owej skrzydlatej czeredy, zamknęły się znowu w sobie, zgęstniały, plącząc się w monotonji gorzkich monologów.
Lampy poczerniały i zwiędły, jak stare osty i bodjaki. Wisiały teraz osowiałe i zgryźliwe, dzwoniąc cicho kryształkami szkiełek, gdy ktoś przeprawiał się omackiem przez szary zmierzch pokoju. Napróżno wetknęła Adela we wszystkie ramiona tych lamp kolorowe świece, nieudolny surogat, blade wspomnienie świetnych iluminacyj, któremi kwitły niedawno wiszące ich ogrody. Ach! gdzie było to świegotliwe pączkowanie, to owocowanie pośpieszne i fantastyczne, w bukietach tych lamp, z których, jak z pękających czarodziejskich tortów, ulatywały skrzydlate fantazmaty, rozbijające powietrze na talje kart magicznych, rozsypując je w kolorowe oklaski, sypiące się gęstemi łuskami lazuru, pawiej, papuziej zieleni, metalicznych połysków, rysując w powietrzu linje i arabeski, migotliwe ślady lotów i kołowań, rozwijając kolorowe wachlarze trzepotów, utrzymujące się długo po przelocie w bogatej i błyskotliwej atmosferze. Jeszcze teraz kryły się w głębi