rały w tej ciszy bez końca nogami, szły i szły na miejscu. — — — — — — — — — — —
Twarz mojego ojca przybrała naraz wyraz troski i smutku, gdy myśli jego na drogach, nie wiedzieć jakich assocjacyj, przeszły do nowych przykładów:
— Czy mam przemilczeć, mówił przyciszonym głosem, że brat mój na skutek długiej i nieuleczalnej choroby zamienił się stopniowo w zwój kiszek gumowych, że biedna moja kuzynka dniem i nocą nosiła go w poduszkach, nucąc nieszczęśliwemu stworzeniu nieskończone kołysanki nocy zimowych? Czy może być coś smutniejszego, niż człowiek zamieniony w kiszkę hegarową? Co za rozczarowanie dla rodziców, co za dezorjentacja dla ich uczuć, co za rozwianie wszystkich nadziei, wiązanych z obiecującym młodzieńcem! A jednak wierna miłość biednej kuzynki towarzyszyła mu i w tej przemianie.
— Ach! nie mogę już dłużej, nie mogę tego słuchać! jęknęła Polda, przechylając się na krześle. — Ucisz go, Adelo. — — — — — —
Dziewczęta wstały, Adela podeszła do ojca
Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.