Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/126

Ta strona została uwierzytelniona.

Potem z tych bezmyślnych otumanień, z tych zatraconych dali powracał znów do siebie i do chwili; widział swe stopy na dywanie, tłuste i delikatne jak u kobiety, i powoli wyjmował złote spinki z mankietów dziennej koszuli. Potem szedł do kuchni i znajdował tam w cienistym kącie wiaderko z wodą, krążek cichego, czujnego zwierciadła, które nań tam czekało — jedyna żywa i wiedząca istota w tem pustem mieszkaniu. Nalewał do miednicy wody i kosztował skórą jej mdłej i odstałej, słodkawej mokrości.
Długo i starannie robił toaletę, nie śpiesząc się i włączając pauzy między poszczególne manipulacje.
To mieszkanie puste i zapuszczone nie uznawało go, te meble i ściany śledziły za nim z milczącą krytyką.
Czuł się, wchodząc w ich ciszę, jak intruz w tem podwodnem, zatopionem królestwie, w którem płynął inny, odrębny czas.
Otwierając własne szuflady, miał uczucie złodzieja i chodził mimowoli na palcach, bojąc się obudzić hałaśliwe i nadmierne echo, czeka-