między niemi okazy gabinetu szkolnego, które, choć wypatroszne i łysiejące, uczuwały w tę białą noc w swem pustem wnętrzu głos starego instynktu, głos ruji, i wracały do matecznika na krótki, złudny żywot.
Ale powoli fosforescencja wiosennego śniegu mętniała i gasła i nadchodziła czarna i gęsta oćma przed świtem. Niektórzy z nas zasypiali w ciepłym śniegu, inni domacywali się w gęstwinie bram swych domów, wchodzili omackiem do ciemnych wnętrzy, w sen rodziców i braci, w dalszy ciąg głębokiego chrapania, które doganiali na swych spóźnionych drogach.
Te nocne seanse pełne były dla mnie tajemnego uroku, nie mogłem i teraz pominąć sposobności, by nie zaglądnąć na moment do sali rysunkowej, postanawiając, że nie pozwolę się tam zatrzymać dłużej nad krótką chwilkę. Ale wstępując po tylnych cedrowych schodach, pełnych dźwięcznego rezonansu, poznałem, że znajduję się w obcej, nigdy niewidzianej stronie gmachu.
Najlżejszy szmer nie przerywał tu solennej
Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/143
Ta strona została uwierzytelniona.