Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

dzianie zajeżdża, już wjechał z bocznej uliczki, skąd go nie oczekiwano, niski jak wąż, minjaturowy, z małą, sapiącą, krępą lokomotywą. Wjechał w ten czarny szpaler, i ulica staje się ciemna od tego ciągu wozów, siejących pył węglowy. Ciemne sapanie parowozu i powiew dziwnej powagi, pełnej smutku, tłumiony pośpiech i zdenerwowanie zamieniają ulicę na chwilę w halę dworca kolejowego w szybko zapadającym zmierzchu zimowym.
Plagą naszego miasta jest agiotaż biletów kolejowych i przekupstwo.
W ostatniej chwili, gdy pociąg już stoi na stacji, toczą się w nerwowym pośpiechu pertraktacje z przekupnymi urzędnikami linji żelaznej. Zanim te negocjacje się kończą, pociąg rusza, odprowadzany przez wolno sunący, rozczarowany tłum, który odprowadza go daleko, ażeby się wreszcie rozprószyć.
Ulica, zacieśniona na chwilę do tego zaimprowizowanego dworca, pełnego zmierzchu i tchnienia dalekich dróg — rozwidnia się znowu, rozszerza i przepuszcza znów swem korytem beztroski monotonny tłum spacerowiczów,