Ta strona została uwierzytelniona.
Tej długiej i pustej zimy obrodziła ciemnoś[1] w naszem mieście ogromnym, stokrotnym urodzajem. Zbyt długo snać nie sprzątano na strychach i w rupieciarniach, stłaczano garnki na garnkach i flaszki na flaszkach, pozwalano narastać bez końca pustym baterjom butelek.
Tam w tych spalonych, wielobelkowych lasach strychów i dachów ciemność zaczęła się wyradzać i dziko fermentować. Tam zaczęły się te czarne sejmy garnków, te wiecowania gadatliwe i puste, te bełkotliwe flaszkowania, bulgoty butli i baniek. Aż pewnej nocy wezbrały pod gontowemi przestworami falangi garnków i flaszek i popłynęły wielkim stłoczonym ludem na miasto.
Strychy, wystrychnięte ze strychów, rozprzestrzeniały się jedne z drugich i wystrzelały
- ↑ Błąd w druku; powinno być – ciemność.