Strona:PL Schulz Bruno - Sklepy cynamonowe.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

pilśniowej barwności, procentowała stokrotnie ciemna, odstała kolorowość rzeczy, mnożył się i sycił potężny kapitał jesieni. Tam rósł i ciemniał ten kapitał i rozsiadał się coraz szerzej na półkach, jak na galerjach jakiegoś wielkiego teatru, uzupełniając się jeszcze i pomnażając każdego rana nowemi ładunkami towaru, który w skrzyniach i pakach wraz z rannym chłodem wnosili na niedźwiedzich barach stękający, brodaci tragarze w oparach świeżości jesiennej i wódki. Subjekci wyładowywali te nowe zapasy sycących bławatnych kolorów i wypełniali niemi, kitowali starannie wszystkie szpary i luki wysokich szaf. Był to rejestr olbrzymi wszelakich kolorów jesieni, ułożony warstwami, usortowany odcieniami, idący w dół i w górę, jak po dźwięcznych schodach, po gamach wszystkich oktaw barwnych. Zaczynał się u dołu i próbował jękliwie i nieśmiało altowych spełzłości i półtonów, przechodził potem do spłowiałych popiołów dali, do gobelinowych zieleni i błękitów i rosnąc ku górze coraz szerszemi akordami, dochodził do ciemnych granatów, do indyga lasów dalekich i do pluszu par-