Tyś Pan, ty wszytkim władniesz, a według pogody
Przeto proszę, żebyś też na mię wspomnieć raczył,
Iż nie chcesz, abym zginął, daj, bym i ja baczył,
Gdyż z syny śmiertelnymi dałeś wiek nie wieczny.
Ukaż mieśce, na ktorem tu będąc bezpieczny
Ona, co jedną kosą chude z pany bije.
Jako wąż, co człowieka prze jad niezleczony
Zaraził, a za to jest od ziemie wzgardzony,
Takem ja też opuszczon, a prze smutne trwogi
Bo praca bez pożytku, z żalem próżnowanie,
Szkoda zewsząd, tęskliwe przy niej urąganie;
Jedno się skromnie znosi, lecz drugie nie zawżdy,
Zmiłuj się! że chcesz, bym żył, niech to człek zna każdy.
Gdy dary chcę liczyć, które dawasz, Panie,
Prędko język zmilknie, wnet pamięć ustanie,
Kiedy wspomnię, Ojcze, dobrodziejstwo twoje,
Wstydem umorzone czuję siły swoje.
Dziękować, — za tyle tysięcy, co dawa
Twa łaska, zaż trafię, jak dziękować tobie,
Czując mdłość krewkości z wielkim głupstwem w sobie?
Ciemności me jako schwalą jasność twoję?