Gdy młodość, jak koń twardousty, bieży
Daj mi doczekać wieku spokojnego.
Tam dusza wzgardzi — (acz jej dziś należy) —
Rozkosz omylną; a do ciebie za tem
Stęskni się; jak ptak do gniazda swojego.
Bym był wodzem anielskim, nie przyszłoby k temu,
Bym się na wszem spodobał, Panie, bóstwu twemu,
Moc, mądrość, świątobliwość, tak zasiadła w tobie,
Że przed nią rzecz stworzona jest brzydkością w sobie.
Że się podczas co głupie z mej krewkości stanie,
Gdyż albo złe baczenie i prostota radzi,
Albo sposób dobrego zdradnie w grzech wprowadzi.
Zamierzyłeś mi drogę powołania mego,
Podałeś mi ten zakon, a pomnięli dobrze,
Prosząc w nim twojej łaski toczyłem łzy szczodrze.
W towarzystwieś mnie mieć chciał. Daj, by się kończyło,
Jakoby z twą czcią a mą pociechą też było,
Widząc, niech się weselę, ciebie chwaląc w sobie.
Jeślibyś przecz karać chciał, nie zakładam miary.
Wszakoż proszę, skąd zgodne mająć iść ofiary,
Nie daj zmysłów rozrywać duchowi onemu,
Z nienawiści, gdy zgrzeszę, karz bez łaski za to,
Lecz miłości zbłądzęli, proszę, pomni na to,