Zatwardziłeś me serce, Panie, a we złości
Puściwszy, zaślepiłeś mych zmysłów własności
Tak, iż cokolwiek pocznę, zda się wszytko dobrze;
A ty się tem obrażasz, zatem karzesz szczodrze.
Zatapia a frasunkiem rzewnym serce tłoczy,
W płaczum tu na świat przyszedł, pókim nie znał ciebie;
W płaczu i dziś wiek tracę, acz cię wiem być w niebie.
Kiedy milczę, łzy leję, — jeśli cię też wzywam,
A choć wszytka nadzieja puszczona do ciebie,
Wżdy w płaczu dusza tonie a ja nie znam siebie.
Odmień troski, mój ojcze, pociągni ku sobie,
Policz mnie między twoje, a łaskę po tobie
Mniejszy kres, niż go było za czasu przeszłego.
Jeśliż więc, iż cię gniewam, nie chcesz nic uczynić,
Uczyń dla sławy swojej, a nie dopuść wynić
Swojej niełaski, Boże, by się rozpaczało, —
Nikt mnie podnieść nie może, jedno ty sam, Panie,
Nic potłumić, jedno twe własne rozkazanie;
Kiedy mnie w proch obrócisz, coć za sława będzie?
Będzieszli błogosławił, rozsławię cię wszędzie.
Izaż godzina przejdzie, w którąbym ku tobie
Gorzkim duchem nie westchnął o ratunek sobie,
Ciebie prosząc, mój Boże, niech wnidzie przed twoje
Oblicze długa prośba i wołanie moje.