Przeczże tak przeciwko mnie swych gniewów używasz?
W tobie ojcowie naszy swe ufanie mieli,
K tobie, Panie, wołali, gdy się cieszyć chcieli.
Wybawiałeś je, Boże, według ich nadzieje,
Alem ja robak, Panie, a nie człowiek iście,
Wzgarda i brzydkość ludzka, baczę to sam czyście.
Kto widzi, urąga mnie, mówi głową chwiejąc:
„Ufał Bogu, wyrwie go“. A ze mnie się śmiejąc
Niech, Panie, twoję pomstę, niech żal z kaźnią znają.
Boś ty jest, coś z żywota wywiódł matki mojej;
Z dzieciństwa nie miałem ja nigdzie indzie swojej
Ucieczki, bom dobrze znał, żeś na świat wystawił,
Nie oddalaj odemnie miłosierdzia swego,
Bo ucisk tuż nademną, a nie wiem inszego,
Ktoby mnie z niego wyrwał; psi mnie obskoczyli,
A złośni swoją radą w koło obtoczyli.
Za czem w łzy się zmieniło serce, a żal tanie.
Ciało me jak skorupa, wyschły usta moje,
Prze zemdlenie języka czują bole swoje.
W niwecz się obróciły ozdoby i ciało;
Nawróć swe oczy ku mnie, ojcowskiej miłości
Wzrusz, strzegąc od zginienia dusze i krewkości.