Przed jego nogi nieście łzy rzewliwe,
Owaby, acz nic, w łasce dni mych skrócił.
Jakoż ja w Bodze ufanie prawdziwe
Mam, że snem wiecznym oka nie zasłoni,
Acz dziś odemnie, grzechem wzruszon, stroni;
Widząc dni pełne żalu nieznośnego,
W łaskę mnie przyjmie, pośmiewcy obroni.
Gdyż ja Panu ufam, cóż złosnemu trzeba
Mnie, wszetecznie kazać, po górach się chronić,
Iż przeciwny ciągnie z strzałą jadowitą
Łuk, dobrego łowiąc z strony, gdzie bezpieczny?
Aby mógł wywrócić. Pobożny nie władnie.
Pan w kościele świętym stolicę ma nieba,
Źrenicy swej zleca ubogie; tych bronić
Zwykł. Jego powieki synów ludzkich skrytą
Wiek. Duszy szkodliwy kto złości miłuje,
Te[1] Bóg zniszczy, one sam wywyższa snadnie.
Długoż nieżyczliwy weselić się będzie,
Że prośbą mą gardzisz, Panie? Oczy twoje
Zaż wiecznie odwracać na wołanie moje
Będziesz, chcąc żałością mnie utrapić wszędzie?
- ↑ Tego.