Miłoć, Panie, sna, kto cię z serca wzywa,
Usta wołają, źrenica łzę toczy,
Wżdy miłosierdzia nie widzą me oczy.
Podobno grzesznych nie wysłuchasz, Panie;
Co jeśli tak jest, toć próżne ufanie
Kończyć ufając w miłosierdzie twoje.
Panie Boże mojego zbawienia, ku tobie
We dnie wołam i w nocy wznoszę oczy obie;
Niech przed cię prośba wnidzie, przyjmi z łzą wzdychanie,
Nakłoń ucha swojego na rzewne wołanie.
A na żywot piekielna szczeka otworzona,
Policzonym z orszaki, co w otchłań zstępują,
Co w śmierci, bez ratunku, wolnymi się czują.
Jak zranieni, którycheś zaniedbał, w grobie,
Wepchnionym jest w co głębsze jezioro i w cienie
Albo w mieśca, do których zajęte śmierć żenie.
Nademną twoje gniewy srogie zgromadzone
I wszelkie nawałności z strachem obrócone.
Wydanym bez występku, strapion nieużytki.
Cały dzień wołam, Panie, ręce wznoszę k tobie;
Czyli dziwy czynić chcesz tym, co leżą w grobie,
Czyli wskrzesić lekarz ma, coby cię sławili?