Panie, co wiecznym rozumem kierujesz
Niebo i ziemię, czasom rozkazujesz
Iść zawżdy, zmiennym sam nie będąc, wszemu
Mienić się każesz, coś dał śmiertelnemu.
Niegodnym, abyś mnie synem zwał sobie,
Zbłądziłem, jak więc owca w ciemnym lesie,
Niech do owczarnie twa łaska doniesie.
Nie śmiem źrenice wznieść na góry twoje,
Wszakoż, gdzież uciec mam przed twojem okiem,
Gdzież się mam schronić przed strasznym wyrokiem?
Kto mym rzecznikiem przed tobą się zjawi,
Kto mnie w liczbie twych wybranych postawi?
Coś grzechy przeniósł miłosierdziem twojem?
Żem syn niegodny, sumnienie wyznawa,
I słusznie, gdy mnie twój sąd na śmierć wzdawa;
Lecz miłosierdzie niegodne przyjmuje, —
Przecz, wieków Panie, ginę tak w żałości?
Gdyż to głos twojej niezmiernej lutości,
Że nie chcesz, by był grzeszny zatracony,
Radniej chcesz, by żył k tobie nawrócony.
Ilekroć jaką ciężkość czuli w sobie,