Odpuść, o Panie, skutek obraźliwy.
Zmysł mi trwoży, Panie, twój sąd sprawiedliwy,
Sumnienie mi gryzie mój grzech niewstydliwy,
Strach serce przenika, oczy się zaćmiły
Me ciało struchlało a zginęły siły.
Zazdrość pokój niszczy, żądza krewkość zdżyma,
Nieczystość gwałt czyni, lży[1] obżarstwo sprosne,
Gniew baczenie gubi, myśli mnoży złosne.
Omowa poduszcza, więc chciwość zawodzi,
Gniew miesza w żyłach krew, płochość mnie rozpuszcza,
Więc gnuśność potłomia, chytrość w złość poduszcza.
Pochlebstwo mnie zwodzi, ludzka chęć unosi,
Szczypie potwarz; — a w tej trwodze oko wznosi
Wspomni krewkość moję, z lutością sądź sprawy.
Oto, zbawicielu, zbiór ów zapalczywych,
Oto, z którymim żył z początku sił żywych,
Oto me kochania, którymem folgował
I przednia zabawa, którym wiarę chował.
Co umiem, to dawa znaczne obelżenie;