Jezu, Dawidów synu, miej nademną
Lutość, gdyż widzisz, co ślepota zemną
Poczyna; widzisz, jak mój wzrok ubogi
Nie zna promieni twej światłości drogi.
Porusz, a choć mnie lud w pospolitości
Precz pcha od ciebie, jednak ty, mój Panie,
Obróć się ku mnie, a słysz me wołanie.
Po wzroku, Panie, po wzroku styskuję;
Byś mi oczyścił oko niewidome,
A światło dał znać twym wiernym wiadome.
Jako Hierycho znaczy niedostatek,
Tak człowiek bez twej rady jest niestatek.
Przy tobie leżąc, żebrze, choć nieboga.
Obróć się ku mnie, usłysz me wołanie;
Tłuszcza zawisna niech nie wadzi, Panie.
Spytaj, czego chcę, ja powiem, ocz proszę:
Jezu, Dawidów synu, racz nademną
Lutość mieć, widząc, co zła krewkość zemną
Poczyna, gwałtem ciągnąc w swe okowy;
Nie ratujeszli, jam więzień gotowy.
Szkodzić smokowi w chytrości możnemu.