Jedne gałązki poschły, drugie precz odcięte,
Snać ci żal, żeś kiedy jest od ziemi przyjęte.
Że jedne zmysły gasną, drugie już zniszczone,
A często mi żal tego, że świat oko widzi,
Bo kłopot serce trapi a żal żywot hydzi.
Myślęli co, nie pocznę, — pocznęli, nie sprawię,
A kiedy się ku nocy wdzięcznym snom raduję,
Frasunk zwierzchnią pierzyną, żal poduszką czuję.
Panie, ty wiesz złości me[1], karz, niż weźmiesz z świata;
Bo, niżbyś tam wzgardzić miał, wolę z płaczem lata.
Czemby naruszyć mogła majestatu twego.
Królestwo Pańskie, któreś gorczycznemu
Ziarnu równane[2], co więc, gdy czas temu,
Rość, rodzajnem być, ku[3] drzewku podobne,
Żywić i cieniem chłodzić jest sposobne,
Daj być sposobnem siewu twojej woli;
Daj, by gałązki szeroko wzniesione
Tobie nosiło ziarny obciążone.
Albo ty, pani, co w dzieży trzy miary
Gdyż mnie w dzieży masz, którą znam być światem,
A wiarę świętą kwasem mienię zatem,