Racz być miłosierny, proszę, mnie grzesznemu,
Ojcze wszelkiej łaski, ty utrapionemu
Okaż się ratunkiem i mieścem bezpiecznym,
A nikt nie zatrwoży strachem, by chciał, wiecznym.
Powstań, wskrześ mnie, a jać chwałę dam chętliwy;
Nędznym i zemdlony[1], zdrowia nie znam w ciele,
Tyś lekarz, ku tobie oczy niosę śmiele.
Nagim, więc mróz cierpię, ty władniesz pokłady.
Głodem ginę śród tej tu strasznej pustyni, —
Tyś pokarm, posilić racz, chlebie jedyny.
W pragnieniu omdlewam, — tyś napój żywota —
Ochłodź! a gdy widzisz, że moja prostota
Ratuj, bo nawałność zewsząd poburzona.
Pracowałem krzycząc — przeto oniemiało
Gardło me, a duszy mieśce nie zostało,
Na którem od wody byłaby bezpieczna,
Wyrwi mnie z tej toni, posiłko zemdlonych,
Ratuj, należco dusz, ludzi zawiedzionych;
Tyś sam ma podpora, obrońca, wódz mężny,
Tyś król, Pan i Bóg mój, mocą niezwyciężny.
Tyż to, mój Panie, Jezu lutościwy
Nawiedzić sługę masz, zbawienia chciwy?
- ↑ zemdlonym.