Ale co sługę? Sna nieprzyjaciela,
Com nie był wdzięczen twojej łaski wiela.
Mnie ku pociecham często pozwolona,
Powolnym tobie rzadko uczyniła,
Częściej się tam drąc, gdzieby obraziła.
Lecz prze tę miłość, co cię z nieba zwiodła,
Twojej dobroci, i która mieć chciała,
Byś powłokę wziął z człowieczego ciała,
Więc głód, pragnienie, zimno, gorącości,
Prace z pośmiechem, wzgardę, zelżywości,
Aż śmierć na krzyżu zniosły członki drogie, —
Prze tę cię miłość, Jezu dobrotliwy,
Proszę nie pomni, jakom ja złośliwy;
Nie pomni, proszę, owszem oczy swoje
A gdy zasiędziesz na sąd ostateczny,
Przejźry, o Jezu, żem ja tak beśpieczny,
Nie wzdaj mnie z grzechy na winne karanie,
Lecz niech twych zasług darem będą, Panie,
W każdej mej trwodze, wiecznych czasów będzie
Krew twoja droga, na srogim wylana
Krzyżu, gdyś nas brał z mocy od szatana.
Boże lutości, zmiłuj się nademną,
A póki czas jest, uczyń łaskę ze mną,