Który w cię wierzy, Boże, a gdy przyjdzie k temu,
Że więc dług płacić każesz tobie, Panu memu,
Swoją mową się brzydził, a oko osiędzie
On sen twardy, — racz ducha wdzięczen być mojego,
Daj wielbić w trzech osobach istność bóstwa twego.
Przyjąłeś, Boże wieczny, w mem ciele mieszkanie,
A nie raczyłeś gardzić nędznym dachem, Panie;
Za czem od dyabelskich sideł już beśpieczny,
Wiecznie cię chwalić będzie mój umysł serdeczny.
By me serce z chwałą twą nie było rozdzielnem.
Niech cię sławi język mój, a wszytkie krewkości
Niech mówią: i któż rówien twojej wszechmocności?
Niech mój zmysł czuje słodkość istności twej świętej,
Rościągni rękę swoję a każ ustępować
Tym, co zwykli na me złe swe sidła gotować.
O światło najaśniejsze wiecznej prawdy bożej,
Oświeć mój zmysł a rozpądź mgłę, co duszę trwoży,
A coć miło, to daj mieć na ostrożnej pieczy.
Już we mnie miej przybytek wiecznie ulubiony,
Bym z tobą, wdzięczny Jezu, bez końca złączony,
Światem gardząc w twą władzą swój żywot oddawał,