A swojem okiem poglądając z lekka
Tak ja źrenicą oczu mych serdecznych,
Ku tobie obróconych
Z onych żywiołów wiecznych,
Duszębym cieszył, a żądzy mierzionych
Z twej śmierci, Jezu, dochodziem żywota;
Śmierć podejmując dla nas, władzą śmierci
Bierzesz, a z twej k nam miłości tej śmierci
Moc dawasz, co nas wpuszcza do żywota.
Bo tobą człek ujść może wiecznej śmierci;
Nie ma nic nad cię, święta, wdzięczna śmierci,
Droższego ten skarb zmiennego żywota.
Przeto i mnie zbrzydł żywot, pragnąc śmierci,
Tak wielka waga w mych zmysłach tej śmierci.
Tak ja mrąc żyję, konam tak, żywota
Dochodzę i tak pożądam tej śmierci,
Że w niej jest rozkosz mojego żywota.
Synu wieków Pana, Jezu dobrotliwy,
Królu nieba, ziemie, o Boże prawdziwy.
Dla twych ran cię proszę, coś ukrzyżowany,
Byś nas zbawił, racz dziś zleczyć moje rany.