Chciej głos mój słyszeć, przyjmi moje prośby,
A płacz mój znając, wściągni gniew, zmień groźby.
Nie zwłócz, bom pielgrzym, cudzoziemiec k temu,
Jak i przodkowie moi, oku twemu.
Na ono mieśce, skąd nazad nie przyjdę.
Czekał[1] w nadziei człek nędzny, troskliwy,
Owa Pan wejźry a jak, dobrotliwy,
Głos mój usłyszy, więc ściągnąwszy rękę,
Zmieni mą nędzę, zmysłom ciężką mękę
Wprowadzi na grunt pełny wszech pewności,
Drogi me w łasce swojej wyprostuje,
A ich bezpieczność strażą obwaruje.
Wpuści w usta me wesela głos nowy,
Co wiele inszych widząc (acz się strwożą)
Uczyć się będą żyć pod łaską bożą.
Błogosławiony, komu imię pańskie
Mocną nadzieją, bo sidła szatańskie
Wzgardzi, puszczając obłudę z pamięci.
Czyniłeś, Panie, zawżdy cudów wiele,
Cóż, gdybyś ucisk mój zmienił w wesele?
Przeczbyś co czynił, rada nie wytkniona;