Niech twój gniew ucichnie, bo mnie doległ srodze,
A jać w twym kościele dam z ofiarą dzięki,
Pamięć wiekom twojej lutościwej ręki.
Węzeł doległości, ciężar mojej głowy,
Łkanie piersi targa, łza źrenicę psuje,
A nie sfolgujeszli, strach śmierci zgotuje.
Żywić me ubóstwo mnie w pokorze chciało,
Lecz mu w twej niełasce możności nie stało,
A wszelkie ozdoby zgubiły krewkości.
Kogóż mam do ciebie obierać rzecznika?
Kto się mnie przed tobą podejmie, nędznika?
Lud wybrany, Panie, z tobą królujący,
Wskisiawszy me rany stały się smrodliwe,
Lecz je zleczyć mogą twoje dobrotliwe
Wyroki. Ojcze mój, zmiłuj się nademną
A chceszli grzech karać, wżdy sam racz być zemną.
Jak prędka i lękliwa
Łania przed paznokciami
Srogimi, spół z dziatkami,
Których obronić chciwa,
Tak też przed drapieżliwym
Smokiem, stanu ludzkiemu
Przeciwnym, zbieżeć jemu