Że dobroć jego niebiosa przewyższa,
A w jego pieczy dusza i naliższa.
Ustąpcie, wy Muzy, bo wasze śpiewania
Izaż mogą, wściągnąć moich łez i łkania?
Gdy mnie ból mój trapi a boleść serdeczna
Chce, bo mnie odmiana nie uznała wieczna.
Często śpiewa, acz ból i głód trapi srogi;
Temu gdyżem rówien, śpiewając, lutości
W niebie żebrać będę w każdej doległości.
O Panno, na ratunk mnie zawżdy chętliwa,
Teraz, teraz oczy racz też skłonić swoje,
A łzami oblane przyjmi prośby moje.
Tobie ja i za to, że mówię, dziękuję,
A w swoim języku jeszcze władzą czuję,
Pod kościami swemi, dziękować ja muszę.
Nad to troje nic w mem ciele nie zostawa,
Nic czwartej żałości we mnie nie uznawa.
Krew łzami wyciekła, zginęła ozdoba;
Barwa i członki me, te — jakie miewają
Ciała zmarłych, co więc po nocy bujają;
Oczy, — jakby z jamy strasznej wyglądały,
A źrenice więtszą część wzroku stradały.
Który był na skale przykowan ptakowi;